Potrójny pierwszy raz


Powtarzając za Małgosią Zmaczyńską, Podcasterką, "Im jestem starszy, tym mniej rzeczy mogę zrobić po raz pierwszy". Dlatego też postanowiłem, że będę miał potrójny pierwszy raz… i to tego samego dnia.

(Małgosię znajdziecie na Facebook, Instagram).


To tyle słowem wstępu, czas na wyjaśnienia. Zanim wyobraźnia wybiegnie za daleko.


Od pierwszego dnia, kiedy Junak pojawił się w moim garażu, chciałem pojechać nim na tor! Sprawdzić, czy serio jeżdżę tak dobrze jak mi się wydaje.


Z różnych powodów przekładałem to małe marzenie na później i na później, następnie przyszła zima i tak zleciało...


Wreszcie w tym roku uskrzydlony zdanym egzaminem na pełne A, postanowiłem że teraz czas na tor!


Przygotowania zacząłem od wyboru obiektu. Szukałem takiego, w którym prowadzone są szkolenia. Uznałem, że z jazdy “samopas”, bez wskazówek kogoś doświadczonego, niewiele wyniosę. Zastanawiałem się między Moto Park Kraków, a ODTJ Tor Lublin. Ostatecznie wybrałem drugą miejscówkę.





Kolejnym krokiem była inwestycja w nowy kombinezon, bo jak wiadomo “safety first!”.


Po konsultacji z ludźmi z 4-Biker w Rzeszowie wybrałem Ozone Volt. Na ten moment jestem zadowolony z wyboru. Jednak o szerszą opinię być może pokuszę się kiedy nawinę w nim więcej kilometrów.



Następnie przyszedł czas na wybranie środka transportu. Uznałem że jazda na kołach do Lublina to zbyt duże wyzwanie. Przede wszystkim ze względu na odległość i ograniczony bagaż.

Postawiłem na wynajęcie busa, do którego bezpiecznie zapakuję motocykl i pozostałe potrzebne rzeczy. Przede wszystkim kask i kombinezon, zapas paliwa, kilka kluczy na wszelki wypadek i aparat fotograficzny. Tutaj skorzystałem z usług firmy Kangoor.


Nadszedł weekend torowania. Formalności załatwione, pieniądze zapłacone - do dzieła! 


W piątek przyprowadziłem busa, Citroena Jumpera. Wszystko spakowałem, a z ekscytacji 10x sprawdzałem, czy na pewno niczego nie zapomniałem.


I tu zdarzył się pierwszy raz nr 1 - zabezpieczenie motocykla pasami transportowymi. 

Do tej pory tylko przyglądałem się takiej czynności.


Sobotni poranek - krótkie “Ahoj przygodo!” i w drogę. Po drodze zabrałem kolegę, żeby w trasie było raźniej, a przy okazji dodatkowa para rąk do charytatywnej obsługi aparatu.


I tu był pierwszy raz nr 2 - długa trasa busem. Do tej pory nie miałem okazji jeździć autami takich rozmiarów.



Przechodząc do samego szkolenia.

Po przyjeździe i zgłoszeniu swojej obecności, przyszedł czas na wykład teoretyczny trwający ok. 2 godz. 

Następnie chwila na przygotowanie siebie i motocykla przed trwającą do końca szkolenia jazda - czyli ok 5 godzin, oczywiście z przerwami, tak aby wszyscy żywi opuścili obiekt.

W trakcie jazd na torze obecni byli instruktorzy, którzy udzielają wskazówek za pomocą określonych gestów. A jeśli jest potrzeba dają znak, żeby zjechać na bok i tłumaczą konkretny element który należy poprawić, np. ułożenie stopy na podnóżku lub ogólna pozycja ciała w zakręcie.




W czasie wykładu przekazano nam wiedzę na temat bezpiecznego stroju, pozycji na motocyklu zarówno w czasie jazdy na wprost jak i w zakręcie.

Część praktyczna to zapoznanie z torem, kilka ćwiczeń w grupach, a następnie szlifowanie nowo zdobytych umiejętności.


Osobiście uważam, że było warto. Nawet Panowie starsi ode mnie mówili, że teraz im się “oczy otwierają”


Krótko mówiąc Moto-Sekcja z Arturem Lisem na czele - robi świetną robotę!




I to był mój pierwszy raz nr 3, czyli jazda po torze i nabywanie/szlifowanie umiejętności poprawnej i bezpiecznej jazdy motocyklem.





Po wszystkim przyszedł czas na ponowne pakowanie się i nocny powrót do domu.

Na miejsce dotarłem po północy zmęczony, ale zadowolony z siebie i z całego wyjazdu.


Coś mi mówi, że w przyszłym roku pojadę jeszcze raz.


Kto z Was był już na torze, a może dopiero planuje taki wypad?
Dajcie znać w komentarzach.


Szerokości i Lewa w Górę dla wszystkich.